Kolejne
urocze miejsce na warmińskiej wsi niedaleko Olsztyna. Stworzone przez panią
Joannę Posoch z roku na rok staje się coraz większe i ciekawsze. Kasia
zdecydowała się na wzięcie udziału w Alchemicznych Lawendowych Warsztatach, a
ja dzielnie podjąłem się opieki nad Polą. W Lawendowym Polu nie nastawiają się
na śpiących agroturystów, bo miejsc noclegowych nie jest za wiele i do tego
szybko były zajęte (sprawdzałem - najbliższy wolny termin był we wrześniu), na
szczęście można znaleźć nocleg, gdzieś u sąsiadów. My znaleźliśmy nasze u Pani
Letycji w Cegielni Art okolo 1km od Pola.
Co
na to Kasia?
Głównym
celem naszego przyjazdu do Lawendowego Pola był mój udział w Alchemicznych
Warsztatach Lawendowych. Program warsztatów i opis miejsca brzmiał tak zachęcająco,
że na wiele dni przed przyjazdem nie mogłam się już doczekać. Uprzedzono
nas, że szykuje się też spora grupa uczestników.
Dotarliśmy
w piątek późnym wieczorem.
Sam wjazd
do Lawendowego Pola już był bardzo klimatyczny. Na wzgórzu rozciąga się plantacja
lawendy, przepięknie kwitnącej o tej porze roku. W głębi siedliska znajduje się
kilka budynków (muzeum lawendowe, sklepik z pamiątkami) z kluczowym obiektem
jakim jest autentyczny dom łemkowski Pani Asi. Za nim jeszcze jedna chata z
kilkoma pokojami dla gości.
Tego
wieczoru uczestnicy warsztatów zebrali się już pod altaną przy stawie by
posłuchać koncertu w plenerze. Ania Broda, przemiła artystka stworzyła bardzo
fajny nastrój (www.aniabroda.com). Na koniec zaśpiewała przepiękną kołysankę
dla dzieci, czym zdobyła natychmiast serce dziewczynek (Polki i jej starszej o
rok koleżanki). Tak upłynął nam pierwszy wieczór w Lawendowym Polu.
Po koncercie
pojechaliśmy na nocleg do Cegielnia Art / u Pani Letycji (o tym miejscu już w
oddzielnej historii).
Warsztaty Alchemiczne DZIEŃ I
Zaraz po
pysznym, lokalnym śniadaniu w altanie ruszyliśmy na spacer do lasu. Nie był to
jednak spacer zwyczajny. Zabrała nas ze sobą Pani zielarka. Jej bardzo
autentyczny „zielarski look”... długie rozwiane siwe włosy, luźny strój i koszyk
w dłoni, dodawały uroku całej wycieczce. Miała nam pokazać zioła jakie rosną
wokół nas i co z nich można zrobić. Jak się okazało jest ich mnóstwo i mają
wiele cennych zastosowań od antygrypowych po anycellulitowe. Atrakcją spaceru
był również Pan ornitolog, który pokazał nam las swoim okiem, a ma prawdziwe
oko sokoła.
Po blisko
3 godzinach marszu dotarliśmy do siedliska Pana Piotra. To artysta, człowiek
wielu pasji a w szczególności wielki wyznawca życia zgodnego z naturą. 33 lata
temu przyjechał na Warmię z Warszawy (wtedy tylko na wakacje ) i osiadł na
stałe. Dziś jest działaczem na rzecz kultury. Założył też własne Stowarzyszenie
Ręką Dzieło. Jest też wielkim pasjonatem domowego wina (miedzy innymi z
dodatkiem lawendy)... tworzy najróżniejsze kombinacje, mimo że sam tego wina
nie pije.
Trafiliśmy
do niego właśnie po to, by wspólnie przygotować wino z dodatkiem lawendy w
warunkach domowych. Okazuje się to dość proste. Sekret tkwi w przygotowaniu
3 elementów: drożdży, pożywki oraz porcji dojrzałych owoców lub kwiatów z
których dane wino chce się wykonać, np. czarny bez z bukiecikiem lawendy (wszystko
mocno zgniecione.. można rękami lub stopami ). Potem miks potrzebuje około 2-3
miesięcy by powstało młode, smaczne wino o silnym aromacie lawendowym, im dłużej
zaś tym lepiej, wiec minimum rok leżakowania wskazany.
W drugiej
części dnia, po obiedzie i już na Lawendowym Polu, zajęliśmy się wytwarzaniem
kremów.
W małym
domowym "laboratorium " na pierwszym piętrze chaty odkryłyśmy tajniki
mieszania składników, olejków, ucierania gęstego kremu odżywczego i lekkiej
wersji nawilżającej ... a nie jest to wcale takie proste by krem się nie
"zważył".
Poza tym,
że jest to bardzo przydatna wiedza, była to przede wszystkim świetna zabawa i
czas który sprawił ze nasza grupa bardzo się do siebie zbliżyła... dalsza część
warsztatów upływała już w klimacie czysto przyjacielskim.
2 godziny
później w aurze leniwie zachodzącego słońca, z dwoma cennymi słoiczkami w ręku
opuściłam Lawendowe Pole ... czas na chwilę z rodzinką. Przed snem
postanowiliśmy jeszcze trochę poodkrywać okolicę (ale o tym już przy kolejnej
okazji).
Warsztaty Alchemiczne DZIEŃ II
Dzień
warsztatów rozpoczął się od "zwiedzania" plantacji lawendy wraz z jej
właścicielką.
Muszę
przyznać, że jestem pod wrażeniem odwagi Pani Asi by na pewnym etapie życia
rzucić dotychczasową pracę w Warszawie, dom ... i przenieść się na wieś, by
szukać swojej pasji. Jak się okazuje nie była to klarowna wizja od samego
początku. Otarła się o ideę hodowli owiec, ale prawdziwie wystartowała z
konceptem małej polskiej Prowansji.
Czas na
plantacji mijał bardzo przyjemnie, oddając się opowieściom od pasji życiowej
Asi do sekretów hodowli lawendy. Na koniec wszystkie uczestniczki szkolenia
opanowały technikę przycinania lawendy tak by roślinę przygotować na następny
sezon, a tym samym stworzyć bajeczny bukiecik z lawendy.
Godzinka
spędzona wśród lawendy, dawała całkiem solidną wiedzę o tym jak wyhodować
ziarna lawendy, jak sadzić, dbać i przeprowadzić lawendowe żniwa .
Nabrałam
ochoty na lawendowy krajobraz wokół naszego warszawskiego mieszkania, choć już
wiem ze w Polsce lawenda gruntowa ma prawdziwe szanse na sukces, nie zaś wersja
doniczkowa.
Kolejny
punkt programu to Lawendowe muzeum, w którym kluczowe miejsce zajmuje sprzęt do
destylacji lawendy. Powstaje tam wspaniały olejek lawendowy. Można go kupić na
miejscu, Pani Asia zdradza też sekret jak przeprowadzić destylacje w warunkach
domowych (metodą pary wodnej). Dla wnikliwych wszystko opisane na jednym z
naszych zdjęć :)
W tylnej
części muzeum znajduje się kuchnia w której odbywają się warsztaty kulinarne -
ostatni punkt szkolenia alchemicznego. I tu kolejna atrakcja, warsztaty
prowadzi człowiek, który od pierwszej chwili zaraża swoją pasją kulinarną. Co
ciekawe, na co dzień pracuje jako szeregowy pracownik IT, po pracy wspólnie z
żoną prowadzi BIOpiekarnię a w czasie wolnym oddaje się pasji kulinarnej. Dziś
wegetarianin, człowiek który pokochał zdrowe gotowanie gdy odkrył że jest
cukrzykiem. Jak sam mówi po kilku latach od wprowadzenia zmian w diecie, ma kilkadziesiąt
kilogramów mniej, kilka razy więcej energii i wigoru życiowego.
Warsztaty
zaczęły się od rozmowy na temat przygotowania zdrowego chleba, najlepiej 100%
żytniego i na domowym zakwasie bez drożdży.
W menu
warsztatów znalazły się:
1)
chłodnik z aromatem lawendowym,
2)
pieczone warzywa ( miedzy innymi : papryka, pomidory, bakłażan, batat, ziemniaki),
całość przyprawiona doskonałym deepem z ziół z dodatkiem czosnku i oliwy.
3)
sałatka z bobu, rukoli z dodatkiem papryki i pomidorów, doprawiona aromatycznym
deepem z udziałem szałwi, tymianku, miodu
4) deser
jogurtowy z truskawkami z syropem lawendowym i kwiatami róży
Menu
proste, niezwykle aromatyczne, dość szybkie w wykonaniu i bardzo zdrowe.
Bardzo
podobała mi się ta część warsztatów, choć za oknem lał się żar z nieba, wszyscy
byli mega skupieni na działaniu w kuchni...a potem zasiedliśmy do wspólnego
lunchu.
I tak
warsztaty dobiegły końca. Prawie dwa dni wokół lawendy na długo zapadną w mojej
pamięci. Przede wszystkim to kwestia ludzi, od samej właścicielki poprzez
szalonych pasjonatów jakimi się otacza, aż po rewelacyjne uczestniczki
warsztatów... kilka kontaktów na pewno przerodzi się w dłuższą znajomość.
Wielki
plus za klimat miejsca, lawenda pojawia się praktycznie wszędzie od pięknej
plantacji, łącznie z kompotem czy ciasteczkami lawendowymi.
Szczerze
polecam te warsztaty – to czas
prawdziwej inspiracji.
Co
na to Wojtek?
Osobiście
jestem pod wrażeniem nie tylko Lawendowego Pola, ale również samego Kawkowa i
okolic. Wędrując po wiosce i okolicach, aż miło patrzeć, że ten teren żyje i
jak dużo się dzieje. A to Galeria, a to właśnie Cegielnia Art. Do tego w
okolicach października, pojawia się cykliczna impreza "Sztuka w
Obejściu", gdzie można w przeciągu jednego dnia odwiedzić wszystkich
artystów w okolicy i zobaczyć, co mają do zaoferowania.
Podobało
mi się również to, że pani Joanna stara się otaczać ciekawymi ludźmi i promować
ich talenty. O tym więcej opowiedziała Kasia.
Kulinarnie
było super - uczta dla oka i podniebienia. Pięknie podane - nawet kompot nie
był zwyczajnym kompotem. Wszystko miało lawendową nutę - chociaż absolutnym
faworytem wyjazdu zostały lawendowe ciastka wniesione przez właścicielkę na
koniec sobotniego śniadania jako dodatek do kawy.
Teren jest
pięknie położony i zagospodarowany. Sama plantacja pachniała, bo był to
początek lawendowych żniw, choć nie będę ukrywał, że myślałem raczej, że będzie
to przypominało lawendowe pola Prowansji (takie przynajmniej jakie mam w głowie
z obrazków, bo nigdy nie byłem) a tu jest też pięknie - choć bardziej w skali
mikro.
Czego mi
zabrakło... z racji tego, że miałem poważne obowiązki - to miejsca do zabawy z
dzieckiem. Lawendowe raczej nie nastawia się na Juniorów. Na szczęście Pani
Letycja ma ponad dwuletnią córkę - więc to u niej spędziliśmy sporo czasu na
zabawach i oglądaniu inwentarza w postaci pary osiołków i stadka
królików.
Dodatkowo,
nie jest to miejsce na chillout - przynajmniej w moim rozumieniu. Mnóstwo było
odwiedzających (w tym 2 autokary), więc jak ktoś chce wyciszenia - to raczej
polecam inne miejsca.
Co
na to Pola?
Cóż znowu
miałam ponad 200km w foteliku, ale tym razem droga jakoś mi lepiej przeszła.
Może dlatego, że było mniej zakrętów - praktycznie tylko ostatnie kilometry.
Oj
podobały mi się kwiatki - ogłosiłam rodzicom, że kocham lawendę. Ta była piękna
i dorodna - nie to co nasz mały krzaczek na balkonie.
Pierwszego
dnia udało się nam być na końcówce koncertu pani Ani Brody. Zagrała na
cymbałach specjalnie dla mnie śpiącą piosenkę o wróżce.
Podobało
mi się u pani Letycji - były huśtawki i trampolina, ale najważniejsze były
koleżanki! Ale był upał... na szczęście uratował nas mały w basenik, gdzie się
pluskałyśmy.
W
Lawendowym Polu za wiele dla mnie nie było do roboty - siedziałam na kocu
z tatą, wklejaliśmy naklejki do książeczki... no i próbowałam znaleźć mamę,
która mocno była zajęta warsztatem.
OCENA:
(1-5) - Lawendowe Pole
Miejsce (teren, zagospodarowanie) - 4
Pokoje (wyposażenie, wygląd, komfort) -
brak oceny gdyż nie spaliśmy
Atmosfera (obsługa, domowość) - 4
Jedzenie (jakość, smak, podanie) - 5
Podsumowanie: miejsce z duszą. Dziś Lawendowe
Pole jest u szczytu popularności... nie tylko dlatego, że właśnie trwały
lawendowe żniwa, ale poprzez akcję na Polak Potrafi, gdzie pani Joanna zbierała
fundusze na uruchomienie Lawendowego Muzeum. Przekłada się to na liczbę
odwiedzających, ciężko, więc jest o całkowite oderwanie się od zgiełku.
Natomiast dla przyjezdnych to super - gdyż mogą liczyć, na to że będą mogli
zobaczyć to wyjątkowe miejsce praktycznie o każdej porze.
Warto
przejrzeć książkę pani Joanny - "Lawendowe Pole, czyli jak opuścić miasto
na dobre". Do ewentualnego zakupu w księgarniach lub na miejscu. http://lawendowepole.pl/ksiazka/
Tam
gdzie byliśmy:
Gdzie
warto zjeść?
Akurat w
ramach warsztatów uczestnicy mieli zapewnione wyżywienie, więc za wiele nie
poszukiwaliśmy. Nie ukrywam, że na początku byłem przerażony wizją
całoweekendowego wegaterianizmu. Okazało się, że całkowicie niesłusznie - było
i pięknie podanie i pyszne, więc nie tylko Kasia, ale również ja i Pola
dołączyliśmy do posiłków z warsztatową grupą serwowanych na świeżym powietrzu w
okolicach stawku. Jak wracaliśmy do domu wpadliśmy jeszcze do Kwaśnego Jabłka -
które w niedzielę otwiera swe podwoje dla gości z zewnątrz. Byliśmy po
obiedzie, więc była tylko kawa, szarlotka... no i cydr - dla Kasi, która
nie prowadziła. Menu natomiast wyglądało zachęcająco.
Gdzie
kupić jakieś dobre regionalne specjały?
Tutaj
akurat nie było najmniejszego problemu - na drzwiach do domu wisi kartka i
zachęca do tego by wybrać się do któregoś z sąsiadów po jaja, warzywa, czy
sery. Nie będę się bawił się w przepisywanie - wklejam kartkę :-)
Inne
ciekawe miejsca na nocleg
trochę
dalej