poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Noclegi w Cegielni Art - NOWE KAWKOWO

Do pani Letycji z Cegielni Art trafiliśmy poszukując miejsca na nocleg przy okazji warsztatów na Lawendowym Polu

Co na to Wojtek?
Absolutnie genialne miejsce pod względem położenia, z całkowicie niewykorzystanym potencjałem.
Skręcając w Nowym Kawkowie w prawo najpierw mijamy Lawendowe Pole, by kilometr później dotrzeć do skrętu do Cegielni Art. Przed nami podjazd pod stromą górę i już jesteśmy pod domem.
Widok sprzed domu jest na prawdę super. Przed nami staw, las, jakiej gospodarstwo w oddali.
Sam teren w wokół domu i pokój robi raczej przeciętne wrażenie. Nie jest to miejsce, gdzie chciałbym szybko wrócić. Sporo, jest ciekawych rzeczy, jak hamaki, fajne stoły przed domem, huśtawki czy genialna, lecz całkowicie niewykorzystana oszklona weranda właśnie z widokiem na ten staw i całą resztę.
Sama właścicielka zajmuje się ceramiką o ciekawym designie, o którym można przekonać się wybierając się do jej pracowni. Wprawdzie na werandzie można zobaczyć to i owo - ale sama wystawka nie zachęca. Dopiero w surowej pracowni staje się to ciekawe. 
Można by poranny napój z melisy i mięty (codziennie rano pani Letycja wystawiała dzbanek dla gości na stole przed domem) podać w samodzielnie wykonanym dzbanie a do picia podać piękne kubeczki... Zakładam, że znalazło by się kilku chętnych na zakup.

Co na to Kasia?
Cegielnia miała być dla nas tylko bazą noclegową, którą Wojtek znalazł w najbliższej okolicy Lawendowych Pól. Przyznam szczerze, że rozczarowało mnie to miejsce po przybyciu, a w szczególności wynajęty pokój. Pomieszczenie wyglądało jak planowane do kompletnego remontu. Pokój dość nietypowy, jakby sklejony z dwóch pomieszczeń (zdążono już je złączyć, ale jeszcze bez usuniętej ogromnej belki na środku podłogi, która utrudniała poruszanie się, w szczególności małemu dziecku.). W pokoju indywidualna łazienka, która nie zachęcała do dłuższego spędzania w niej czasu. Reasumując, pokój bardzo skromny i niestety bardzo mało estetyczny. Jednak najsłabszym punktem okazało się samo łóżko, w którym spędziliśmy dwie, mało komfortowe noce.
Jak się okazało, nie mieliśmy szczęścia, gdyż goście obok byli już w pokojach po remontach i globalne ich wrażenie było znacznie lepsze. Szkoda że właściciele w ogóle zdecydowali się na wynajmowanie "naszego" pokoju...
Patrząc zaś na Cegielnię jako całość, miejsce pięknie położone, otoczone mnóstwem zieleni. Jednak sam kompleks budynków dość niechlujnie zorganizowany, i bez większego pomysłu. Szkoda, że nie emanuje z tego miejsca talent ceramiczny Pani Letycji. Na dzień dzisiejszy dla mnie to miejsce bez wyrazu.

Co na to Pola?
A mi się podobało! Było wszystko co mi potrzeba do życia. Koleżanka, zabawki i dużo miejsca do zabawy. Wprawdzie tata nie za bardzo pozwalał mi się rozpędzać na rowerku bym nie wpadła do stawu lub dużej dziury i tak miałam mnóstwo zabawy.
Akurat w ten weekend było potwornie gorąco... na szczęście mała córka pani Letycji - miała swój mały basenik i mnie do niego zaprosiła... 
Z mojej strony dodatkowy plus za przyjaciół: były osiołki (aż 2!) i mnóstwo króliczków.

OCENA: (1-5) - Cegielnia Art
Miejsce (teren, zagospodarowanie) - 3 (dodatkowy punkt za widok i dziecięce atrakcje)
Pokoje (wyposażenie, wygląd, komfort) - 2 
Atmosfera (obsługa, domowość) - 3
Jedzenie (jakość, smak, podanie) - nie było okazji by coś spróbować. Wyżywienie dla warsztatowiczów było w Lawendowym Polu więc nie było potrzeby gotować dla gości.

Podsumowanie i nasza rekomendacja: 
Noclegowy basic. Cena za to rekompensuje niedociągnięcia, a to chyba nie o to chodzi. Absolutnie niewykorzystany potencjał miejsca i talentu pani Letycji. Absolutne minimum to  "ogarnięcie" remontów - rozgrzebane schody, czy wykopana ogromna dziura - nie dodają uroku ani nie są bezpieczne dla biegających dzieci.

W pierwszym kroku - można by na werandzie zorganizować działającą popołudniami kawiarnię, gdzie przy dźwiękach fajnej muzyki, sącząc herbatę z pięknych filiżanek, można by delektować się domowym ciastem. Widząc jak jest zorganizowana okolica - można by pewnie z pomocą sąsiadów przyciągnąć turystów. Trzeba im tylko coś ciekawego zaproponować.

W kolejnym warto zadbać o pokoje i cały teren. Może być to bajka do której chce się ciągle wracać. Na dziś raczej chce się tylko przespać i znikać...


Adres:
Cegielnia Art
Nowe Kawkowo 13
11-042 Jonkowo























poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Lawendowy weekend w Lawendowym Polu - NOWE KAWKOWO

Kolejne urocze miejsce na warmińskiej wsi niedaleko Olsztyna. Stworzone przez panią Joannę Posoch z roku na rok staje się coraz większe i ciekawsze. Kasia zdecydowała się na wzięcie udziału w Alchemicznych Lawendowych Warsztatach, a ja dzielnie podjąłem się opieki nad Polą. W Lawendowym Polu nie nastawiają się na śpiących agroturystów, bo miejsc noclegowych nie jest za wiele i do tego szybko były zajęte (sprawdzałem - najbliższy wolny termin był we wrześniu), na szczęście można znaleźć nocleg, gdzieś u sąsiadów. My znaleźliśmy nasze u Pani Letycji w Cegielni Art okolo 1km od Pola. 

Co na to Kasia?
Głównym celem naszego przyjazdu do Lawendowego Pola był mój udział w Alchemicznych Warsztatach Lawendowych. Program warsztatów i opis miejsca brzmiał tak zachęcająco, że na wiele dni przed przyjazdem nie mogłam się już doczekać. Uprzedzono nas, że szykuje się też spora grupa uczestników.

Dotarliśmy w piątek późnym wieczorem. 
Sam wjazd do Lawendowego Pola już był bardzo klimatyczny. Na wzgórzu rozciąga się plantacja lawendy, przepięknie kwitnącej o tej porze roku. W głębi siedliska znajduje się kilka budynków (muzeum lawendowe, sklepik z pamiątkami) z kluczowym obiektem jakim jest autentyczny dom łemkowski Pani Asi. Za nim jeszcze jedna chata z kilkoma pokojami dla gości.
Tego wieczoru uczestnicy warsztatów zebrali się już pod altaną przy stawie by posłuchać koncertu w plenerze. Ania Broda, przemiła artystka stworzyła bardzo fajny nastrój (www.aniabroda.com). Na koniec zaśpiewała przepiękną kołysankę dla dzieci, czym zdobyła natychmiast serce dziewczynek (Polki i jej starszej o rok koleżanki). Tak upłynął nam pierwszy wieczór w Lawendowym Polu.
Po koncercie pojechaliśmy na nocleg do Cegielnia Art / u Pani Letycji (o tym miejscu już w oddzielnej historii).





Warsztaty Alchemiczne DZIEŃ I
Zaraz po pysznym, lokalnym śniadaniu w altanie ruszyliśmy na spacer do lasu. Nie był to jednak spacer zwyczajny. Zabrała nas ze sobą Pani zielarka. Jej bardzo autentyczny „zielarski look”... długie rozwiane siwe włosy, luźny strój i koszyk w dłoni, dodawały uroku całej wycieczce. Miała nam pokazać zioła jakie rosną wokół nas i co z nich można zrobić. Jak się okazało jest ich mnóstwo i mają wiele cennych zastosowań od antygrypowych po anycellulitowe. Atrakcją spaceru był również Pan ornitolog, który pokazał nam las swoim okiem, a ma prawdziwe oko sokoła.
Po blisko 3 godzinach marszu dotarliśmy do siedliska Pana Piotra. To artysta, człowiek wielu pasji a w szczególności wielki wyznawca życia zgodnego z naturą. 33 lata temu przyjechał na Warmię z Warszawy (wtedy tylko na wakacje ) i osiadł na stałe. Dziś jest działaczem na rzecz kultury. Założył też własne Stowarzyszenie Ręką Dzieło. Jest też wielkim pasjonatem domowego wina (miedzy innymi z dodatkiem lawendy)... tworzy najróżniejsze kombinacje, mimo że sam tego wina nie pije.
Trafiliśmy do niego właśnie po to, by wspólnie przygotować wino z dodatkiem lawendy w warunkach domowych. Okazuje się to dość proste. Sekret tkwi w przygotowaniu  3 elementów: drożdży, pożywki oraz porcji dojrzałych owoców lub kwiatów z których dane wino chce się wykonać, np. czarny bez z bukiecikiem lawendy (wszystko mocno zgniecione.. można rękami lub stopami ). Potem miks potrzebuje około 2-3 miesięcy by powstało młode, smaczne wino o silnym aromacie lawendowym, im dłużej zaś tym lepiej, wiec minimum rok leżakowania wskazany.

W drugiej części dnia, po obiedzie i już na Lawendowym Polu, zajęliśmy się wytwarzaniem kremów.
W małym domowym "laboratorium " na pierwszym piętrze chaty odkryłyśmy tajniki mieszania składników, olejków, ucierania gęstego kremu odżywczego i lekkiej wersji nawilżającej ... a nie jest to wcale takie proste by krem się nie "zważył". 
Poza tym, że jest to bardzo przydatna wiedza, była to przede wszystkim świetna zabawa i czas który sprawił ze nasza grupa bardzo się do siebie zbliżyła... dalsza część warsztatów upływała już w klimacie czysto przyjacielskim. 
2 godziny później w aurze leniwie zachodzącego słońca, z dwoma cennymi słoiczkami w ręku opuściłam Lawendowe Pole ... czas na chwilę z rodzinką. Przed snem postanowiliśmy jeszcze trochę poodkrywać okolicę (ale o tym już przy kolejnej okazji).

Warsztaty Alchemiczne DZIEŃ II
Dzień warsztatów rozpoczął się od "zwiedzania" plantacji lawendy wraz z jej właścicielką.
Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem odwagi Pani Asi by na pewnym etapie życia rzucić dotychczasową pracę w Warszawie, dom ... i przenieść się na wieś, by szukać swojej pasji. Jak się okazuje nie była to klarowna wizja od samego początku. Otarła się o ideę hodowli owiec, ale prawdziwie wystartowała z konceptem małej polskiej Prowansji.
Czas na plantacji mijał bardzo przyjemnie, oddając się opowieściom od pasji życiowej Asi do sekretów hodowli lawendy. Na koniec wszystkie uczestniczki szkolenia opanowały technikę przycinania lawendy tak by roślinę przygotować na następny sezon, a tym samym stworzyć bajeczny bukiecik z lawendy.
Godzinka spędzona wśród lawendy, dawała całkiem solidną wiedzę o tym jak wyhodować ziarna lawendy, jak sadzić, dbać i przeprowadzić lawendowe żniwa .
Nabrałam ochoty na lawendowy krajobraz wokół naszego warszawskiego mieszkania, choć już wiem ze w Polsce lawenda gruntowa ma prawdziwe szanse na sukces, nie zaś wersja doniczkowa.

Kolejny punkt programu to Lawendowe muzeum, w którym kluczowe miejsce zajmuje sprzęt do destylacji lawendy. Powstaje tam wspaniały olejek lawendowy. Można go kupić na miejscu, Pani Asia zdradza też sekret jak przeprowadzić destylacje w warunkach domowych (metodą pary wodnej). Dla wnikliwych wszystko opisane na jednym z naszych zdjęć :)
W tylnej części muzeum znajduje się kuchnia w której odbywają się warsztaty kulinarne - ostatni punkt szkolenia alchemicznego. I tu kolejna atrakcja, warsztaty prowadzi człowiek, który od pierwszej chwili zaraża swoją pasją kulinarną. Co ciekawe, na co dzień pracuje jako szeregowy pracownik IT, po pracy wspólnie z żoną prowadzi BIOpiekarnię a w czasie wolnym oddaje się pasji kulinarnej. Dziś wegetarianin, człowiek który pokochał zdrowe gotowanie gdy odkrył że jest cukrzykiem. Jak sam mówi po kilku latach od wprowadzenia zmian w diecie, ma kilkadziesiąt kilogramów mniej, kilka razy więcej energii i wigoru życiowego.
Warsztaty zaczęły się od rozmowy na temat przygotowania zdrowego chleba, najlepiej 100% żytniego i na domowym zakwasie bez drożdży.
W menu warsztatów znalazły się: 
1) chłodnik z aromatem lawendowym, 
2) pieczone warzywa ( miedzy innymi : papryka, pomidory, bakłażan, batat, ziemniaki), całość przyprawiona doskonałym deepem z ziół z dodatkiem czosnku i oliwy. 
3) sałatka z bobu, rukoli z dodatkiem papryki i pomidorów, doprawiona aromatycznym deepem z udziałem szałwi, tymianku, miodu
4) deser jogurtowy z truskawkami z syropem lawendowym i kwiatami róży

Menu proste, niezwykle aromatyczne, dość szybkie w wykonaniu i bardzo zdrowe.
Bardzo podobała mi się ta część warsztatów, choć za oknem lał się żar z nieba, wszyscy byli mega skupieni na działaniu w kuchni...a potem zasiedliśmy do wspólnego lunchu.

I tak warsztaty dobiegły końca. Prawie dwa dni wokół lawendy na długo zapadną w mojej pamięci. Przede wszystkim to kwestia ludzi, od samej właścicielki poprzez szalonych pasjonatów jakimi się otacza, aż po rewelacyjne uczestniczki warsztatów... kilka kontaktów na pewno przerodzi się w dłuższą znajomość.
Wielki plus za klimat miejsca, lawenda pojawia się praktycznie wszędzie od pięknej plantacji, łącznie z kompotem czy ciasteczkami lawendowymi.

Szczerze polecam te warsztaty – to  czas prawdziwej inspiracji.













Co na to Wojtek?
Osobiście jestem pod wrażeniem nie tylko Lawendowego Pola, ale również samego Kawkowa i okolic. Wędrując po wiosce i okolicach, aż miło patrzeć, że ten teren żyje i jak dużo się dzieje. A to Galeria, a to właśnie Cegielnia Art. Do tego w okolicach października, pojawia się cykliczna impreza "Sztuka w Obejściu", gdzie można w przeciągu jednego dnia odwiedzić wszystkich artystów w okolicy i zobaczyć, co mają do zaoferowania. 

Podobało mi się również to, że pani Joanna stara się otaczać ciekawymi ludźmi i promować ich talenty. O tym więcej opowiedziała Kasia.

Kulinarnie było super - uczta dla oka i podniebienia. Pięknie podane - nawet kompot nie był zwyczajnym kompotem. Wszystko miało lawendową nutę - chociaż absolutnym faworytem wyjazdu zostały lawendowe ciastka wniesione przez właścicielkę na koniec sobotniego śniadania jako dodatek do kawy.  




  
Teren jest pięknie położony i zagospodarowany. Sama plantacja pachniała, bo był to początek lawendowych żniw, choć nie będę ukrywał, że myślałem raczej, że będzie to przypominało lawendowe pola Prowansji (takie przynajmniej jakie mam w głowie z obrazków, bo nigdy nie byłem) a tu jest też pięknie - choć bardziej w skali mikro. 

Czego mi zabrakło... z racji tego, że miałem poważne obowiązki - to miejsca do zabawy z dzieckiem. Lawendowe raczej nie nastawia się na Juniorów. Na szczęście Pani Letycja ma ponad dwuletnią córkę - więc to u niej spędziliśmy sporo czasu na zabawach i oglądaniu inwentarza w postaci pary osiołków i stadka królików. 
Dodatkowo, nie jest to miejsce na chillout - przynajmniej w moim rozumieniu. Mnóstwo było odwiedzających (w tym 2 autokary), więc jak ktoś chce wyciszenia - to raczej polecam inne miejsca.

Co na to Pola?
Cóż znowu miałam ponad 200km w foteliku, ale tym razem droga jakoś mi lepiej przeszła. Może dlatego, że było mniej zakrętów - praktycznie tylko ostatnie kilometry.
Oj podobały mi się kwiatki - ogłosiłam rodzicom, że kocham lawendę. Ta była piękna i dorodna - nie to co nasz mały krzaczek na balkonie.
Pierwszego dnia udało się nam być na końcówce koncertu pani Ani Brody. Zagrała na cymbałach specjalnie dla mnie śpiącą piosenkę o wróżce.
Podobało mi się u pani Letycji - były huśtawki i trampolina, ale najważniejsze były koleżanki! Ale był upał... na szczęście uratował nas mały w basenik, gdzie się pluskałyśmy.
W Lawendowym Polu za wiele dla mnie nie było do roboty - siedziałam  na kocu z tatą, wklejaliśmy naklejki do książeczki... no i próbowałam znaleźć mamę, która mocno była zajęta warsztatem.




OCENA: (1-5) - Lawendowe Pole
Miejsce (teren, zagospodarowanie) - 4
Pokoje (wyposażenie, wygląd, komfort) - brak oceny gdyż nie spaliśmy
Atmosfera (obsługa, domowość) - 4
Jedzenie (jakość, smak, podanie) - 5

Podsumowanie: miejsce z duszą. Dziś Lawendowe Pole jest u szczytu popularności... nie tylko dlatego, że właśnie trwały lawendowe żniwa, ale poprzez akcję na Polak Potrafi, gdzie pani Joanna zbierała fundusze na uruchomienie Lawendowego Muzeum. Przekłada się to na liczbę odwiedzających, ciężko, więc jest o całkowite oderwanie się od zgiełku. Natomiast dla przyjezdnych to super - gdyż mogą liczyć, na to że będą mogli zobaczyć to wyjątkowe miejsce praktycznie o każdej porze.
Warto przejrzeć książkę pani Joanny - "Lawendowe Pole, czyli jak opuścić miasto na dobre". Do ewentualnego zakupu w księgarniach lub na miejscu. http://lawendowepole.pl/ksiazka/

Tam gdzie byliśmy:
Lawendowe Pole http://lawendowepole.pl
Kwaśne Jabłko http://www.kwasnejablko.pl

Gdzie warto zjeść?
Akurat w ramach warsztatów uczestnicy mieli zapewnione wyżywienie, więc za wiele nie poszukiwaliśmy. Nie ukrywam, że na początku byłem przerażony wizją całoweekendowego wegaterianizmu. Okazało się, że całkowicie niesłusznie - było i pięknie podanie i pyszne, więc nie tylko Kasia, ale również ja i Pola dołączyliśmy do posiłków z warsztatową grupą serwowanych na świeżym powietrzu w okolicach stawku. Jak wracaliśmy do domu wpadliśmy jeszcze do Kwaśnego Jabłka - które w niedzielę otwiera swe podwoje dla gości z zewnątrz. Byliśmy po obiedzie, więc była tylko kawa, szarlotka... no i cydr - dla Kasi, która nie prowadziła. Menu natomiast wyglądało zachęcająco.

Gdzie kupić jakieś dobre regionalne specjały?
Tutaj akurat nie było najmniejszego problemu - na drzwiach do domu wisi kartka i zachęca do tego by wybrać się do któregoś z sąsiadów po jaja, warzywa, czy sery. Nie będę się bawił się w przepisywanie - wklejam kartkę :-) 



Inne ciekawe miejsca na nocleg
trochę dalej